Kiermasz Świątecznej Pomocy 2023
Kiermasz Świątecznej Pomocy 2023
Stowarzyszenie „Wierni Tradycji Pokoleń” i Parafia Prawosławna pw. św. Jana Klimaka na Woli od wielu lat słyną z organizacji Kiermaszu Świątecznej Pomocy na rzecz chorych dzieci, w tym tych z wolskiej wspólnoty. Zawsze odbywający się w grudniu, w atmosferze jednocześnie postnej – co sprzyja jałmużnie – i takiej przed-świątecznej atmosferze, co z kolei służy otwarciu serc i wzruszeniom prowadzącym do otwarcia także swoich portfeli. Miejscem kiermaszu przeważnie był dom parafialny, a w czasie tzw. pandemii przeniósł się on do przestrzeni internetowej.
Ten rok jednak wprowadził tę szlachetną, już tradycyjną inicjatywę na wyższy stopień. Dlaczego? O tym za chwilę, odrobiny cierpliwości Czytelnika nie zaszkodzi. Zaczęło się tak, jak w poprzednich latach – już od kilku sobót dzieci i młodzież z Punktu Katechetycznego, Rodzice a także członkowie Stowarzyszenia uczestniczyli w przeróżnych warsztatach: pierniczkowych, robienia kartek i ozdób świątecznych… Tak, jak każda akcja charytatywna, tak i ta cechuje się znacznymi zasobami czasowymi i ludzkimi, gdzie tak naprawdę dzień kiermaszu jawi się jako tylko i aż szczyt całej inicjatywy. Na stronie internetowej i przed świątynią stosowne plakaty informowały o wydarzeniu. Również w ogłoszeniach niedzielnych duchowni zachęcali do udziału w akcji charytatywnej i pomocy dla bliźniego. Tak więc już wcześniej można było odczuć, że zostanie wprowadzona nowa, jeszcze wyższa jakość „eventu”. W przededniu kiermaszu trzeba wszystko było przygotować już do fazy finalnej – a było tu więcej pracy, niż zwykle.
Wreszcie, po tych wszystkich trudach wielu osób, nastał dzień Kiermaszu, niedziela 10 grudnia. I tak, wierni już od 11, czyli po II Liturgii, udawali się do dużego namiotu rozstawionego przy plebanii. Nie sposób było zbłądzić dzięki plakatom oraz rozdawanym karnecikom z numerami przed świątynią, gdzie każdy był informowany, gdzie skierować swoje kroki. Już wtedy zaczęły się pierwsze licytacje oraz występy artystyczne: chórów dziecięcego i młodzieżowego pod dyrygenturą państwa Tomaszewskich. Około dwunastej do namiotu dotarli – i to licznie! – uczestnicy III Liturgii, tej na dziesiątą.
Jak weszło się na „miejsce akcji”, to wszystko robiło ogromne wrażenie. Wieszaki na ubrania – tak, namiot był ocieplany (niektórzy słysząc o tym, że wszystko będzie się działo w namiocie, ubrali się niefortunnie w 3-4 warstwy, fundując sobie prywatną saunę). Scena z profesjonalnym nagłośnieniem i pięknie ozdobiona lampionami i stroikami świątecznymi, gdzie pośrodku wisiał plakat kiermaszu. Do tego u góry lampki i tradycyjne podlaskie pająki świąteczne nadawały jeszcze więcej uroku całości. Na środku dużo krzeseł, że można było skupić się na słuchaniu kolęd jak i uważnie śledzić przebieg licytacji zarówno w zakresie przedmiotu aukcji jak i padających co raz to wyższych kwot. Licytację prowadzili proboszcz parafii, ks. mitrat Adam Misijuk i jedna z zaangażowanych parafianek, Dorota Maj. Podziwiam obfitość i płynność wypowiedzi obydwojga – poziom zawodowy. W ramach licytacji można było nabyć zarówno rzeczy materialne, jak np. wielkiego pluszowego misia na chłodne wieczory czy zabytkowy świecznik, jak też i wyjście do greckiej restauracji. A to tylko przykłady z całego ciągu atrakcji możliwych do wylicytowania.
Jeśli komuś w głowie zawróciły padające kwoty – a te, dzięki Bogu, były nie niższe, niż obecna inflacja – mógł się zdecydować na dołożenie swojej charytatywnej cegiełki w ciut mniejszym zakresie, przechodząc wzdłuż dwóch rzędów stanowisk pełnych różnych cudeniek. Tak, naprawdę część z tego to cudeńka. Przedmioty w większości niebanalne, bo będące wytworami rąk ludzkich, a nie seryjne, będące efektem pracy maszyn, które można kupić w sieciówkach w tzw. świątecznej części ich asortymentu. Przeróżnego typu pierniczki, świece woskowe w różnych wariantach i z różnymi dodatkami, miody, przetwory, serwety, kartki, ozdoby choinkowe i wiele, wiele innych… Przy stołach stali parafianie w całym przekroju wiekowym: od tych nieco starszych do tych z naszego lokalnego Bractwa Młodzieży Prawosławnej włącznie.
Jeśli komuś zaschło w gardle z wrażenia albo zgłodniał, mógł się także posilić przy stanowiskach gastronomicznych. To także zachęcało, by nie wychodzić tak szybko. Tych zachęt było więcej – bardzo dobrze przemyślane to wszystko marketingowo, bo stojąc dłużej, człowiek po upływie iluś chwil decydował się na kolejne zakupy (Arabowie, doświadczeni w takich tematach, byliby pod wrażeniem). Jakie to były haczyki przyciągające przybyłych i zachęcających do pozostania na dłużej?
Wspomniano o występie śpiewaczym grup młodszych. Ale nie mogło też zabraknąć przestrzeni dla chóru parafialnego pod batutą prof. Włodzimierza Wołosiuka. Wykonał on kilka kolęd w różnych językach: polskim, ukraińskim, a także serbskim i jego chorwackiej odmianie. O ile serbska kolęda Oj badnjače „zadomowiła się” u nas dawno temu, tak Veseli se z Dalmacji stanowiła novum – w każdym razie, bałkańska część publiki bardzo doceniła. Wybrano same żywiołowe utwory, tak że repertuar nie wywołał u nikogo wczesnopopołudniowej/politurgicznej drzemki – wręcz występ tak się spodobał wszystkim, że wykonawcy byli zmuszeni do bisowania. Totalnie nie znam się na fizyce (w liceum byłam w wiecznym stanie zagrożenia z tego przedmiotu), więc nie wiem, dlaczego – ale akustyka w tym namiocie była świetna. Na pewno efekt pracy panów od nagłośnienia. A może także to zasługa atmosfery?… W każdym razie, Profesor stwierdził, że warunki do śpiewania były bardzo sprzyjające.
Ostatnim głównym punktem programu było losowanie. Przekazywane karneciki przy wyjściu ze świątyni były nie tylko informacyjne, ale też przynętą. Każdy, kto go pobrał i przyszedł na kiermasz, miał okazję coś wygrać. Losowanie przebiegało oczywiście uczciwie i zgodnie ze wszelkimi procedurami i standardami, a do wygrania było zarówno coś dla duszy (np. Pismo Święte, czytania liturgiczne, czotki z Athosu), jak i coś dla ciała (różne słodycze, idealne na złamanie postu we właściwym okresie świątecznym). Fantów było całkiem sporo, więc na te kilkaset karnecików-uczestników istniała zdecydowanie większa szansa wygrania, niż w Lotto.
Przyszedł czas na podsumowanie w postaci śpiewu Mnogaja ljeta oraz Sto lat dla wszystkich organizatorów i zaangażowanych. Ksiądz Proboszcz starał się wymienić wszystkich, a było tych osób dużo. Prym oczywiście wiodły trzy organizacje parafialne, z naciskiem na tę pierwszą: Stowarzyszenie „Wierni Tradycji Pokoleń”, Punkt Katechetyczny, Bractwo Młodzieży Prawosławnej. Ale nie można tu pominąć i panów od nagłośnienia, i pana fotografa, i pana Nikosa Papanikolau (który ufundował i bony do restauracji jak i podarował greckie produkty do sprzedaży), i wszystkich co dali coś do sprzedaży oraz tych, co te dary ustawiali, sprzedawali i kupowali. Pani Irena Sacharczuk, jako prezes Stowarzyszenia „Wierni Tradycji Pokoleń”, podziękowała Proboszczowi ks. mitratowi Adamowi Misijukowi i jego Matuszce Ewie Misijuk za współorganizację i niezastąpioną pomoc w realizacji tego przedsięwzięcia. Słowa wdzięczności skierowała do Zarządu i członków Stowarzyszenia, Rodziców, darczyńców, licytujących, młodzieży i dzieci, za ogromny wkład pracy, otwarte serce i hojne wsparcie akcji charytatywnej.
I już kończąc tę relację, nie można nie wspomnieć o istotnym aspekcie budowania wspólnoty. Nie raz się mówi o tym, jak ważna jest „Liturgia po Liturgii”, która jest niejako kontynuacją wspólnego działania – gdyż właśnie to oznacza słowo „liturgia”. Żyć Boską Liturgią potem w świecie, po wyjściu z Cerkwi, bez picia kawy/herbaty i rozmów z parafianami jest bardzo trudno. A tu było coś więcej, bo cały jeszcze aspekt wspólnego działania nie tylko dla budowania relacji między sobą oraz podtrzymania w wierze, ale realizacja ewangelicznego zadania pomocy bliźniemu, widzenia człowieka – a wręcz Chrystusa – w drugim. Wszystko to było zgodne z mottem kiermaszu: Byłem głodny i daliście Mi jeść, byłem spragniony i napoiliście Mnie (…) byłem nagi i odzialiście Mnie, zachorowałem i odwiedziliście Mnie (Mt 25,35-36).
Dominika Kovačević
Zdjęcia: Dymitr Miłowanow, uczestnicy kiermaszu