Wieś Gregorowce i ... ludzie

OD AUTORA 

     Czym są dla mnie Gregorowce? Przez wiele lat, prawie pięćdziesiąt, były jedynie punktem na mapie i zapisem w metryce urodzenia. Okoliczności sprawiły, że w wieku młodzieńczym, jako szesnastolatek, wyfrunąłem stąd do „wielkiego świata". A te poprzedzające 16 lat były na tyle trudne, że właściwie najzasadniej byłoby wymazać je z pamięci. Gdy w roku 1996 zmarła moja mama, jedyna osoba, która nadal łączyła mnie z Gregorowcami, ta emocjonalna wieź została przerwana. Nie mam tam nic, żadnej własności poza gro- bami rodziców i bliskich na gregorowskim cmentarzu.
     Los był dla mnie łaskawy. Wszystko czego doświadczyłem w życiu było dobre. Skończyłem liceum białoruskie w Bielsku, dobre studia, mam dobry zawód, dobrą zonę, wspaniałe dzieci i cztery najcudowniejsze wnuczki „księżniczki". Można powiedzieć, że błoga sielanka...
     Prawie trzydzieści lat z dorosłego życia mieszkałem w Polsce centralnej w Ostrołęce. Tam też realizowałem się zawodowo. Na tyle intensywnie, że efekty mojej pracy znane są w wielu miastach województwa mazowieckiego, a w samej Warszawie i okolicy, w domach które „wymyśliłem", mieszka pewnie trzy, może pięć tysięcy osób.
     Socjologowie twierdzą, że życie człowieka ma trzy zasadnicze etapy: młodość, wiek dojrzały i dorosłość. Tak z grubsza, to 20-25 letnie okresy. Wkroczyłem w ten etap trzeci, więc najwłaściwsze byłoby siedzenie w fotelu, oglądanie telewizji i cieszenie się wnuczkami.
     Znajomy psycholog powiedział kiedyś, że ja to mam psychikę emocjonalnie przesyconą. Bo człowiek, tak normalnie, jak widzi drzewo, to widzi je zielonym. Ta wiedza jest mu percepcyjnie wystarczająca. Ja natomiast, gdy patrzę na drzewo, to widzę też gałęzie, gałązki i listki, a w listkach żyłki, ciemniejsze miejsca. A najchętniej sprawdziłbym, jaki mają smak.
     Jeszcze dwadzieścia lat temu nie wiedziałem o Gregorowcach nic, poza tym co napisałem w pierwszym zdaniu. Ale mimo to, gdzieś w duszy grała tęsknota za dzieciństwem i jego doświadczeniami. Za „gregorowską" gwarą, która do piątego roku życia była jedynym językiem jaki znałem. Za gwiaździstym niebem jakie poznawałem, bo potem już czasu brakło, żeby na nie zerkać. Za trawą zieloną, w której się można było beztrosko wytarzać i za białoruskim zaśpiewem wieczornym z ławeczek, gdy cisza nocna niosła go nawet parę kilometrów ze wsi sąsiednich.
     A skoro już jesteśmy przy drzewach, to kontynuujmy ten wątek. Człowiek jest jak drzewo i skoro urodził się brzozą, to nie da się przesadzić go do lasu dębowego, żeby tam dąb udawał. Bo albo uschnie sam, albo zawsze będzie obcym, co najwyżej najlepszym materiałem do wycięcia w pierwszym etapie. Jeżeli będzie zbyt dobry, to stanie się najlepszym materiałem do przerobienia na... ozdobną boazerię. Gregorowce są taką moją brzeziną. Jestem z niej dumny i nie mam powodów, żeby się wstydzić pochodzenia, języka wyznania.
     Kilkanaście lat temu zacząłem interesować się genealogią. Bo człowiek pozbawiony wiedzy o swoich przodkach jest też jak drzewo bez korzeni, niestabilne anemiczne.
     I tutaj szale przechylił mój pradziadek, zmarły kilkanaście lat przed moim urodzeniem. Intensywnie i nieskutecznie poszukiwałem jego fotografii, aż mi się przyśnił którejś nocy i mówi:
— Choczesz znaty jak ja wyhledaw? Muoj wnuk Ściopa buw do mene barzo poduobny, tuolki ja miew wusy, a wuon ne miew.
     Potem każda z ciotek pamiętających pradziadka potwierdziła, że rzeczywiście tak wyglądał. Po tych kilkunastu latach wertowania archiwów, metryk, słuchania opowieści wiekowych mieszkańców, czasami mam wrażenie jakbym żył nie 65, a trzysta lat. Tym bardziej, jak się uruchomi wyobraźnię i wczuje w problemy ludzi żyjących przed wiekami. Dziś Gregorowce nie są dla mnie już tylko punktem na mapie.
     Wiem dużo, ale na pewno nie wszystko. Zawsze jest pole do nowych odkryć i poznawania.
     Cząstką tej dzisiejszej wiedzy o „gregorowskich ludziach" chciałbym się z Państwem podzielić. Byłoby fajnie, aby ta wiedza stała się też inspiracją do poznawania własnych rodzin i przodków. Zapraszam do lektury... 


Tytuł: Wieś Gregorowce i ... ludzie
Autorzy: Eugeniusz Siemieniuk
Wydawca: Stowarzyszenie Muzeum Małej Ojczyzny w Studziwodach 2020
Oprawa: twarda
Wymiary: 21,5 x 28,5 cm
Ilość stron: 128