Pamiątki z wakacji

Co przywieźć (lub nie) z wakacji.
Epizod I:
Splendor świętego miejsca
Każdy pamięta swoje wrażenia, gdy odwiedza po raz pierwszy Ławrę Poczajowską. Zwiedzałam ją ponad dziesięć lat temu.  Pamiętam życzliwość ojczulka, który cierpliwie  opowiadał nam niezwykłą historię Ławry, zaprowadził do pieczery Św. Hioba. Największe wrażenia zrobiły na mnie, poza ikoną Matki Bożej i relikwiami, freski w stylu bizantyńskim zdobiące Sobór św. Ducha, a zwłaszcza portal z serafinami.
Nudzicie się już? Jeszcze chwila...Nie opowiadam o wrażeniach, dlatego, że były jakieś szczególne, inne od doznań pozostałych pielgrzymów i gości. Chciałabym tylko wytłumaczyć, jakie doznania duchowe i emocjonalne doprowadziły do tego, co stało się potem. Przed odjazdem odwiedziłam jeszcze cerkiewną ławkę, aby wybrać pamiątki dla siebie i bliskich. Wzrok padł na breloczek. Na łańcuszku zawieszona była jakby ażurowa metalowa pisanka, a po obu jej stronach, umieszczono miniaturowe ikonki Zbawiciela i Bogurodzicy. Wydawała mi się piękna i taka bardzo... poczajowska. Odpowiadała idealnie wyobrażeniu o atmosferze tego miejsca i miała mi o nim przypominać zawsze, gdy wezmę ją do ręki. Od razu przypięłam do niej klucze. Spędziła w moich kieszeniach i torebkach kilka lat. Po czym, któregoś dnia zwyczajnie... rozpadła się. Zostały dwie połówki, a na każdej z nich święty wizerunek. Pojawił się problem oraz - refleksja. Co zrobić z destruktem? Przecież nie godzi się wyrzucić, jak zwykłego breloczka, bo to oznaczałoby profancję. Wybrałam małą szkatułkę, i w niej spoczywają od tej pory dwie maleńkie ikonki, w ażurowej, nieco niekompletnej już oprawie. Postawiłam ją obok ikon. I postanowiłam... pamiątki muszą być wybierane rozważnie, tak aby nie narazić Krzyża czy św. wizerunków na zbeszczeszczenie. Ikona w śmietniku... Trudno sobie to nawet wyobrazić!
A jednak trzeba być uważnym non stop.
Nawet wybierając znicz na grób. Przecież w końcu, nawet po wielokrotnej wymianie wkładów kiedyś znajdzie się na śmietniku, razem z... wyobrażeniem Krzyża na nim. Nawet idąc do muzeum, bo zdarzyło mi się, w ostatniej chwili, uratować już prawie w locie, przed wylądowaniem w śmietniczce... bilet z freskim św. Anny z katedry w Faras. Jest teraz, i zawsze już będzie, zakładką do książki.

Epizod II
Prezent
„U ciebie są takie lampki oliwne, więc będzie ci pasowało“ – powiedziała z uśmiechem koleżanka, gdy po ubiegłorocznym powrocie z Hiszpanii, wręczała mi maleńki kartonik z knotami i „pływakami“ do lampek. Miły gest. Wzruszona doceniłam, że prezent był – jako to się mówi – spersonalizowany, a nie po prostu gadżet pamiątkowy. Wszystko ok, poza jednym... Na kartoniku umieszczono reprodukcję obrazu Matki Bożej, zasłaniając oblicze Bogurodzicy... metką z ceną. I co zrobić? Nie wyrzucę. Nie zdrapię etykiety, bo uszkodzę Święty wizerunek.
Nikt nie chciał źle, a wyszło - jak wyszło.
Uważność i rozwaga... Mądre i potrzebne. W końcu codziennie modlimy się o nie do Bogurodzicy. Bądźmy uważni.

Tekst i zdjęcia: Dorota Maj