Relacja z warszawskiej pielgrzymki na Świętą Górę Grabarkę

Cz. I

Relacja

Co widzieliśmy i słyszeliśmy, opowiadamy wam, abyście i wy i społeczność była  z nami, żebyście się radowali i radość wasza była pełna (1 J, 1,3-4)

13 sierpnia 2020 Warszawa/Wołomin - Dobre

Spasi Gospodi ludi twoja...

Te słowa naszej codziennej modlitwy widnieją na Krzyżu, który poniesiemy w tym roku na Grabarkę, na święto Spasa. Teraz każdy z nas – w sercu - dodaje do niej osobiste intencje i niesie je Chrystusowi. To najistotniejsza część naszego ekwipunku!

W tym roku prowadzi nas św. Charalampiusz, w swojej świetlistej ikonie napisanej na  Świętej Górze Athos,  i wierzymy, że bezpiecznie doprowadzi nas na polską Świętą Górę. Towarzyszą mu nasi opiekunowie duchowi – ojciec Jerzy z soboru katedralnego, ojciec Adam i ojciec Paweł z parafii wolskiej.      

Zaczynamy w Wołominie,  w gościnnej parafii poświęconej świętym apostołom Piotrowi i Pawłowi. Proboszcz, ks. Michał, serdecznie przyjmuje pielgrzymów już po raz ósmy. Na Św. Liturgii wracają wspomnienia: czas szybko biegnie – myśli wielu spośród nas, którzy już wcześniej wyruszali stąd ku Grabarce. Biegnie też ten rzeczywisty, który nie pozwala na rozkoszowanie się pysznym śniadaniem, bo trzeba jeszcze dokonać formalności zapisu, wybrać swój osobisty krzyż pątniczy i... zmierzyć temperaturę! Epidemia zmieniła także rzeczywistość pielgrzymkową.      

Ta będzie inna niż wszystkie dotąd ( a przez 17 minionych lat zdarzały się już różne warianty!). Rygor przepisów sanitarnych sprawia, że nie można iść na spotkanie Zbawiciela w znany już i sprawdzony sposób. Dużej grupie osób nie wolno teraz spać w jednym miejscu wspólnie (np. w szkolnej sali gimnastycznej). Dziś po przejściu I etapu wrócimy do Warszawy. Jutro będziemy już obozować na polu namiotowym u stóp... Św. Góry Grabarki. No właśnie! To jest zmiana! Będziemy tam wracać codzienne i cofać się ruchem wahadłowym, aż przejdziemy całą marszrutę pielgrzymki warszawskiej. Grabarka jest więc celem naszego wędrowania – jako miejsca, gdzie pragniemy spotkać Chrystusa, w czasie święta Przemienienia Pańskiego, a także miejscem gdzie kończy się każdy kolejny etap pielgrzymki (poza dzisiejszym).

Na trasie okazuje się, że zmian jest więcej – z naszymi przyjaciółmi, którzy, tradycyjnie już, serdecznie goszczą nas po drodze (w trakcie dzisiejszej trasy: w Mostówce i w Turzach) możemy spotkać się tylko na chwilę. Nie było rozmów przy stole (znowu przepisy!). Było jednak – trudno dopuścić myśl, by mogło stać się inaczej – przywitanie pięknym staropolskim – pysznym! – chlebem oraz ogólne i entuzjastyczne wyrażenie nadziei, że w przyszłym roku będzie inaczej.  Nastój jest pogodny. Śpiewamy, trochę milczymy i skupiamy na modlitwie, własnych myślach.  Idziemy szybko – momentami nawet zbyt szybko. Jest bardzo ciepło, ale trasę znaczą duże drzewa i odcinki lasów, które rzucają miłosiernie cień na coraz bardziej znużonych pielgrzymów. W leśnych ostępach szukamy też chwil wytchnienia. Mamy ze sobą cud pielgrzymkowej techniki - szybkorozkładalne krany z wodą, którą w gigantycznym pojemniku wiezie bus, są ręczniki i mydło. Staramy się dbać o siebie i innych pielgrzymujących. W każdej wsi wiele osób staje przed bramami gospodarstw i pozdrawia pielgrzymów. Wymieniamy się uśmiechniętym „Szczęść Boże!“, machamy na pożegnanie, ojciec Paweł zbacza z trajektorii trasy i podbiega do każdej rodziny wręczając ikonkę św. Charalampiusza. Niektórzy z pozdrawiających proszą kapłana o błogosławieństwo. Weterani pielgrzymkowi utrzymują zgodnie, że osób witających pielgrzymów jest z każdym rokiem więcej. Krzyż wędrujący przez wsie oświęca nie tylko prawosławnych (dziękuję siostro Elżbieto za ten komentarz, który pozwalam sobie zacytować). Ludzie to czują!   

W Dobrem czeka na nas autokar, wracamy do Warszawy. Jako „plaster“ na obolałe nogi „przykładam“ sobie wspomnienia starca Efrema z Filoteu, relacjonującego czas formowania duchowego przez Starca Józefa Hezychastę: Wiele było wyrzeczeń i wiele cielesnych nieszczęść. Wcale nie troszczyliśmy się o ciało. Jeśli się pociąłeś, to skaleczenie przemywałeś wodą albo posypywałeś ziemią.. My na bąble i odciski mamy baterię specjalnych plastrów i medykamentów.  Nie ma co narzekać!

14 sierpnia, Dobre - Węgrów

Ostatnia noc w Warszawie, w wygodnych łóżkach - za nami. Spod szkoły w Dobrem ruszamy z donośnym Preobraziłsia jesi na horie Christe Boże... na ustach. Dziś nie będzie malowniczych polnych ścieżyn, tylko twardy asfalt drogi, słońce niczym lampa bezcieniowa i nieustanny wizg pędzących samochodów (z miłą przerwą na tzw. złomowisku). To idealny czas na to, by w długich etapach monotonnego marszu, gdy nie rozpraszają uwagi cuda przyrody (no nie do końca, bo trenujące przed odlotem bociany pojawiają się raz po raz nad nami), dokonać aktualnej wiwisekcji stanu sumienia. Wieczorem czeka nas spowiedź. Marszowy krok pomaga „wdeptać“ w asfalt, to czego chciałoby się pozbyć, aby nie zanieść zbędnego balastu na Świętą Górę. Siła jednej dobrej myśli równa jest wielogodzinnemu nocnemu czuwaniu. Posiada wielką siłę. – pisał św. Paisjusz. My mamy szansę czuwać w marszu i dokonywać jednocześnie „remontów i przeróbek“ duszy. Wieczorem na polu namiotowym u stóp Grabarki rozstawiamy obozowisko. Kapłani czekają na nas na łące, pod gwiazdami. Spowiedzi słucha niebo, dosłownie!

15 sierpnia, Węgrów – Repki

Radosny dzień Św. Liturgii sprawowanej w lesie. Jedynej takiej w roku – niezwykłej, wyczekiwanej. Do pielgrzymów dołączają rodziny, przybywają też ci, którzy od dziś będą nam towarzyszyć w wędrówce.  Nad ołtarzem polowym pochylają się sosny - niczym rypidy, pod nogami mamy miękki dywan mchu, ozdobiony niepowtarzalnym deseniem z szyszek. Śpiewom chóru, pod opieką księdza Jerzego, towarzyszą – harmonijnie – głosy ptaków. Bóg podarował nam wspaniałą świątynię. Nasze są tylko grzechy...

To wszystko Twoje, Panie... Przyjmij naszą skruchę, ektenie, modlitwy i prośby.

Wieje lekki wietrzyk, który na mgnienie gasi świece, a one zapalają się same (relacja siostry Marii, która stała naprawdę blisko i widziała to), po czym znów gasną i trzeba je zapalić. Czy to nie materialny, choć symboliczny obraz naszych duchowych zmagań, upadków i prób odnowy?

Po Liturgii jemy prawdziwe „śniadanie na trawie“ i pokrzepieni ruszamy w drogę. W Grochowie już czekają na nas dobrzy znajomi, aktywiści ze Stowarzyszenia Grochów 2015 i panie z Koła Gospodyń Wiejskich. Czeka też kolejny wspaniały poczęstunek. Myślimy ciepło o sercach dobrych dla pielgrzymów i pracowitych dłoniach, które smażyły naleśniki (dla blisko 60 osób!), piekły ciasta i przygotowywały kanapki.  Szczęść Boże!

Jeszcze jedna serdeczna gościna czeka na nas u Teresy i Artura, na przedmieściach Sokołowa. Leżymy w gęstym cieniu na trawie w sadzie, patrząc z zachwytem na papierówki dojrzewające na jabłoniach. W Warszawie takich widoczków nie ma!

Przed nami najbardziej chyba uciążliwy fragment trasy. „Jednym pociągnięciem“ przemierzamy 9 kilometrowy odcinek, aby minąć Sokołów, miasto, które (prawie) nie ma końca. Ruchy nóg automatyzują się i raz podnoszą się, to znowu cichną głosy śpiewające Raduj sia, Radostie nasza i troparion Przemienienia. Ale nie milkną. Cały Sokołów ma szansę usłyszeć piękno prawosławnego śpiewu. Pojawia się znużenie, choć nie jest ono tematem ogólnych rozmów. Nie jesteśmy tu, by szukać komfortu i wygody. Szukajcie przede wszystkim Królestwa Niebieskiego. A wszystko ponad to będzie Wam dane (Mt 6,33). Nas droga doń prowadzi przez Podlasie i Grabarkę...

W Repkach czeka na nas autokar, a godzinę później podnóże Świętej Góry. Spotykamy się jeszcze na modlitwie przed Cerkwią tuż przed zmrokiem, ale już w wieczornej ciszy.

16. sierpnia Repki- Drohiczyn

Wędrówki dzień przedostatni. Tradycyjnie to najkrótszy odcinek pielgrzymki, ale w tym roku zostaje podjęta decyzja, by etap zakończyć nie w samym Drohiczynie, ale nieco dalej, w Zajęcznikach. Dzięki temu, jutro będzie więcej czasu na skupienie, przed wejściem na Świętą Górę i unikniemy „kolizji“ ze zmierzającymi w tym samym czasie na Grabarkę innymi pielgrzymkami. Tuż przed mostem na Bugu goszczą nas w swoim sadzie jak co roku gospodarze z Frankopola. Jest upragniony cień, pyszny kompot i łakocie. Za Bugiem będziemy już na terenach tradycyjnie związanych z Prawosławiem. Ludzi przed bramami gospodarstw niewielu (prace polowe to czy obawa przed epidemią?), ale widujemy też takich, którzy nawet pracując daleko w polu zdejmują czapkę i czynią znak Krzyża. Jest smutek i łzy w oczach przyjaciół w Wólce Zamkowej, którym przepisy sanitarne nie pozwoliły urządzić dla pielgrzymujących tradycyjnej – legendarnej już uczty (najmłodsi pielgrzymi nazywają to miejsce Wólką Ciasteczkową lub Smakołykową). Po wieczornych modlitwach spotykamy się przy – działającej już - kuchni polowej na herbacie. To nasz ostatni wspólny wieczór. Do rangi legendy pielgrzymkowej awansuje opowieść o pani, która obawiała się wypożyczyć nam mop do sprzątnięcia łazienki, z niedowierzaniem przyjmując informację, że to dla pielgrzymki z Warszawy. „Znowu z Warszawy, przecież już byli wczoraj „ – dziwiła się. Wszystko co nowe przyjmuje sie z oporami, także pielgrzymka z wahadłową marszrutą.

17 sierpnia, Drohiczyn – Św. Góra Grabarka

Tak blisko jesteś już Panie! Przy drodze ostatniego etapu czekają na nas pozostawione dla pielgrzymów kosze owoców, jest krystaliczna chłodna woda ze studni w Szerszeniach. Nie jest tak gorąco, jak jeszcze wczoraj. Pomaga też wietrzyk. Wszystko po to, by móc nie myśleć o sprawach życiowo-bytowych, tylko ulecieć myślą i duszą ku bliskiemu spotkaniu ze Zbawicielem. Po południu cichną już nawet pojedyncze rozmowy „ w antraktach“. Gdy milknie też, na kilka minut, śpiew chórzystów i modlitwy kapłanów, słychać zwielokrotniony szelest Modlitwy Jezusowej. Modlitwa silniejsza jest niż wszelkie ziemskie środki, bogactwo i władza (św. Efrem Syryjczyk).  Na ostatnim postoju ojciec Adam czyta nam z atoskiego Synaksarionu ustęp o życiu św. Charalampiusza, naszego przewodnika i towarzysza wędrówki. Czas jakby zwalnia. Wspinamy się po kamiennych stopniach, ku Cerkwi Przemienienia Pańskiego. Okrążamy ją na klęczkach. W trudzie pomaga modlitwa Jezusowa, prośby o pomoc do Bogarodzicy czy troparion Przemienienia. W skupieniu gromadzimy się wokół miejsca, gdzie obok Krzyży poprzednich pielgrzymek warszawskich stanie za chwilę ten, niesiony na naszych ramionach, który słuchał tegorocznych modlitw, podziękowań i próśb. Widział łzy skruchy i zmagania ze słabością fizyczną. Pięknie lśni w słońcu bielone drewno i złociste litery: Spasi Hospodi ludi Twoja....  

Dołączają do niego nasze Krzyżyki, które w trakcie pięciu dni zmieniły wygląd, obrosły napisami, wstążeczkami i dekoracjami „co łąka dała“. Zostają puste dłonie, odwykłe już od tego, że nie niosą Krzyża.

Spotykamy się jeszcze na polu namiotowym. Zanim się rozstaniemy, ojciec Adam podsumowuje osiemnastą, inną niż wszystkie, pielgrzymkę. W pierwszych słowach podziękowań powinniśmy przynieść dziękczynienie Bogu Wszechmogącemu i Przenajświętszej Bogurodzicy za to że dotarliśmy szczęśliwie do tego świętego miejsca. W dalszych słowach, podziękowania zostały wyrażone Jego Eminencji Metropolicie Sawie za błogosławieństwo na zorganizowanie pielgrzymki, księżom Jerzemu i Pawłowi, śpiewakom, dzielnej Służbie Porządkowej, pielgrzymom, wszystkim którzy nas spotykali podczas pielgrzymowania. Podkreśla, że zgoda na wyrzeczenia, które każdy z nas poniósł, większe niż w latach ubiegłych (tęskniliśmy do wspólnych posiłków, posiadówek, meczu piłkarskiego, „stu pytań do...“) i sam fakt wyruszenia w wędrówkę, prawie wbrew okolicznościom – powinno naszą wiarę wzmacniać. Przecież po to ruszamy co roku na spotkanie z Chrystusem na polskiej górze Tabor.

Nie bierzcie wzoru z tego świata, lecz przemieniajcie się  przez przemienianie umysłu, abyście umieli rozpoznać, jaka jest wola Boża: co jest dobre, co Bogu przyjemne i co doskonałe – poucza nas apostoł Paweł (Rz 12,2).

 

Cz. II

Pielgrzymka inna niż wszystkie

Głosami pielgrzymujących

Siostra Basia

Słuchamy wielu akatystów, to pomaga zebrać i porządkować myśli.

Siostra Maria

Ta pielgrzymka jest spokojna i refleksyjna. To co w fazie organizacyjnej miało być wyzwaniem – spanie w namiotach na Grabarce - okazało się być dodatkowym darem. Kolejne wspaniałe przeżycie. 

Siostra Justyna, ze Służby Porządkowej

Jest nas kameralna grupa (dla porównania – w ubiegłym roku była trzy razy liczniejsza), nie potrzeba szczególnych rygorów porządkowych. Wszystko jest takie... naturalne.

Siostra Gabrysia, najmłodsza pielgrzymująca

Jest gorąco, ale chce mi się iść dalej. Na pielgrzymkę w przyszłym roku uszyję sobie lżejszą spódniczkę.

Matuszka Zosia

Policzyłam -  już od pięciu lat nie niosę tablicy pielgrzymkowej. Jak ten czas leci...

Brat Grzegorz, „tablicowy“ (niesie tablice informacyjną przez całą drogę, w tym roku oddał ją tylko po to, by nieść Krzyż)

Każda pielgrzymka jest inna, tylko nasza tablica jest zawsze ta sama. Zbiera wspomnienia, ale jest dyskretna... Jest jak nasz sztandar, żagiel, czy filar. Lubią ją wszyscy pielgrzymi! W tym roku nie targały nią żadne wichury, nie rosił deszcz.

Siostra Ludmiła

Idę po raz dwunasty. Nie miałam żadnych wątpliwości, mimo szczególnych tegorocznych okoliczności. Nogi trochę zawodzą, ale Bóg daje siły! Jestem pełna uznania dla naszej młodzieży, najmłodszych pielgrzymów. Każdy chce dać z siebie to, co może: siły, pomocną dłoń, życzliwość.

Mikołaj, jeden z najmłodszych pielgrzymów

Jest ok. Dobrze jest wyciszyć się. Jestem na pielgrzymce po raz drugi i pójdę w kolejnej.

Siostra Irena

To moja piąta pielgrzymka, mini jubileusz. Jestem szczęśliwa, że możemy iść!

Brat Tomek,  pielgrzymkowej Służbie Porządkowej od pierwszej pielgrzymki warszawskiej,

 Integrację pielgrzymów zawsze wzmacniało wspólne przygotowywanie posiłków i wieczorne spotkania. Teraz trzeba budować ją inaczej.  

Siostra Olga

Na żadnej z wcześniejszych pielgrzymek nie spędziliśmy tak dużo czasu na św. Górze Grabarce. A teraz jesteśmy tu i po przebudzeniu i przed zaśnięciem, wtedy, gdy jest pusto. Można stanąć przed Cerkwią i samotnie pomodlić się.

Siostra Halina

Niezwykłym przeżycie jest niesienie w pielgrzymce ikony. A także radość i wzruszenie w oczach ludzi, którzy wychodzą na spotkanie pielgrzymom. 

Brat Michał

Najważniejszy jest cel naszego wędrowania - co dziś w trakcie pouczenia przy porannej modlitwie podkreślił ojciec Adam - spotkanie na które podążamy. Ta pielgrzymka jest inna, bo sytuacja wymusza na nas inne sposoby integracji niż w poprzednich latach. Nie ma meczu piłkarskiego w Repkach, ani legendarnej już biesiady w gościnnej  Wólce Zamkowej, z której najczulej wspominam – prócz gospodarzy: galaretki, oponki i blok czekoladowy.

Brat Artiom, z Ukrainy, a obecnie z Sokołowska nieopodal Wałbrzycha.

O pielgrzymce dowiedziałem sie od ojca Wasylego z parafii w Jeleniej Górze. Postanowiłem do niej dołączyć. I... choć nikogo nie znałem, nie czuję się samotnie. Na Grabarce spotkam kolegę, który też pielgrzymuje, ale z monasteru w Jabłecznej. 

 

Posłowie

Nie jest łatwo...

Świadomość, że staję się kontynuatorką wspaniałych poprzedniczek, kronikarek wcześniejszych pielgrzymek, które pisząc swoje relacje „wzięły wysokie C“, budziło w trakcie pracy nad tym reportażem uzasadniony niepokój.

Trzeba uważać, by w opisie faktograficznym nie osunąć się w banał czy żarciki, bo pielgrzymka to przecież nie piesza turystyczna wycieczka.

Nie nudzić czytelników opisami, ale i nie pomijać kwestii i faktów – istotnych. Pytanie: czy dla wszystkich – tych samych?  

Mimo to, podjęłam próbę opowiedzenia o bytach tak subtelnych jak przeżycia pielgrzymów.

Jeżeli, drodzy Bracia i Siostry w pielgrzymowaniu, będziecie mieli wrażenie, że naszą wspólną wędrówkę opisuję metodą pokazywania urody motyla w bloku kamiennym – prastitie mnie griesznoj....

 Dorota Maj

zdjęcia: ks. mitrat. Adam Misijuk, Dominika Kovacević, Maria Wysocka

za: prawoslawie.pl