XIX Piesza Pielgrzymka na Świętą Górę Grabarkę

Doczekaliśmy... Bóg pozwolił... Idziemy....

Z błogosławieństwem JE Sawy, Metropolity Warszawy i całej Polski, ze skruchą ale i nadzieją w sercach, z pokutnymi krzyżami w dłoniach. Idziemy...

Jaka była ta pielgrzymka? Oddajemy głos wędrującym ku Zbawicielowi, na spotkanie z Nim na Świętej Górze.

13 sierpnia

Wczesnym rankiem pod prawosławną katedrą w Warszawie gromadzi się spora grupa. Niektórzy dołączą do niej w Wołominie, a inni jeszcze później. Cel jednak ten sam: Święta Góra. Nie tylko ta geograficzna, ale i ta duchowa. O siódmej w wołomińskiej cerkwi pw. apostołów Piotra i Pawła rozpoczyna się Boska Liturgia, którą sprawują ks. mitrat Adam Misijuk, ks. prot. Paweł Korobeinikov oraz ks. prot. Michał Dmitruk, proboszcz parafii. Chórem złożonym z pielgrzymkowych słowików kieruje tradycyjnie ks. prot. Jerzy Kulik, wikariusz katedralnej parafii. Pełne zjednoczenie z Chrystusem jest bardzo potrzebne rozpoczynającym wędrówkę. Ojcowie Adam, Jerzy i Paweł prowadzą tegoroczną pielgrzymkę. Pod koniec Liturgii słowa wprowadzające wygłaszają ojcowie Adam i Michał. Składają także podziękowania – przede wszystkim Bogu, sobie nawzajem i wszystkim, dzięki którym pielgrzymka może się odbyć. Zostaje wspomniany także poprzedni proboszcz wołomińskiej parafii ks. mitrat Włodzimierz Kuprjanowicz, za którego duszę modliliśmy się w trakcie Liturgii. Ks. Adam prosi, by nie poruszać w trakcie pielgrzymki aktualnych tematów politycznych, lecz skupić się na modlitwie oraz rozmowach duchowych. Po kazaniach każdy zostaje pokropiony wodą święconą i dokonuje formalnego zapisu. Dostaje plakietkę oraz książeczkę pielgrzymkową z czytaniami liturgicznymi na każdy dzień i wybranymi rozważaniami z Prologu Ochrydzkiego. Dostępne są krzyże pątnicze. Można posilić się śniadaniem przygotowanym przez wołomińskich parafian. Pan Jerzy Kielak robi nam pamiątkowe zdjęcie i około dziewiątej pod mocno grzejącym już słońcem ruszamy w drogę, z troparionem Przemienienia Pańskiego na ustach… Tego dnia w trakcie marszu przewidziane są chwile na indywidualną modlitwę w ciszy oraz rozważania słowa „Umiłowany” z motta na głównym krzyżu pielgrzymki: Oto Syn Mój umiłowany, słuchajcie Go (Mk 9,7). Na czele niesione są dwie ikony – św. Charalampiusza oraz Matki Bożej Poczajowskiej. Po nich krzyż pielgrzymkowy i tablica informacyjna. Pierwszy postój mamy w Mostówce, gdzie społeczność z władzami i niestrudzonym panem Jerzym Kielakiem, wita nas modlitwą, chlebem z krzyżami oraz napojami i przekąskami. Podobne spotkanie czeka we wsi Turze, gdzie goszczą nas jej mieszkańcy oraz sąsiedniego Rojkowa. Organizatorem jest pan Eugeniusz, który zawsze z otwartymi ramionami – w przenośnie i dosłownie – wychodzi ku pielgrzymom. Po drodze ludzie wręczają nam napoje i owoce. Nie są ważne różnice wyznaniowe, ale bliskość krzyża i poczucie wspólnoty. Do tego duchowni będą wracać w pouczeniach.  Przez ostatnie doświadczenia często widzieliśmy w bliźnim zagrożenie, a nie kogoś, kogo mamy miłować. Pielgrzymka z każdym kolejnym krokiem pozwala wrócić na właściwe tor myślenia i odczuwania. A poza tym... Trzymamy się wytycznych sanitarnych, mamy sprzęt do mycia się i dezynfekcji. Wczesnym wieczorem docieramy do szkoły w Dobrem. Uczynne osoby przygotowują kanapki na kolację, można się rozłożyć z karimatami i śpiworami, skorzystać z pryszniców. Trochę rozmów przy herbacie i nadchodzi czas na modlitwy wieczorne. Ojciec Adam w kazaniu nawiązuje do motta dając zadanie na wieczór: co to znaczy, że Bóg nas umiłował – nie tylko zbiorowo, ale indywidualnie, każdego z nas… Duchowni proszą, by przygotować rzeczy na jutro już teraz, tak by nie budzić szelestami śpiących. Przyłączam do tych próśb. Już z góry... na następny rok.

Dominika Kovačević

14 sierpnia

Drugi dzień pielgrzymki, trasa z Dobrego do Węgrowa. Zapowiada się gorący dzień, a zatem czeka nas sporo trudu, bo trasa wiedzie wzdłuż drogi, która po remoncie (kilka lat temu) prawie zupełnie została pozbawiona drzew wzdłuż pobocza. Idziemy w skupieniu, z modlitwą na ustach i w sercu, a anielskie głosy naszych chórzystów wzmacniają ten nastrój. Miałam wrażenie, że to sam Bóg idzie z nami, wspiera i pomaga... Szczególnie czułam to niosąc krzyż: był lekki, jakby sam się unosił. Ten duchowy nastrój chyba się udzielał, bo na trasie spotykaliśmy wielu ludzi, którzy pozdrawiali nas i obdarowywali butelkami wody mineralnej, słodyczami czy owocami. Kiedy przechodziliśmy przez rynek Dobrego właścicielka piekarni wybiegła z torbą ciasta. Najbardziej jednak wzruszył mnie chłopiec, który stał przed swoim domem i trzymał w rękach butelkę wody mineralnej oraz 2 duże paczki chipsów. Słone chipsy nie są dla pielgrzyma produktem pierwszej potrzeby, ale to przysmak dzieci. Ileż miłości było w tym geście – podzielić się tym co najlepsze... Spotykani ludzie okazywali należny krzyżowi i ikonom szacunek: czapki z głów, znak krzyża czyniony na ciele, pracujący w polu zatrzymywali silniki maszyn na czas przejścia pielgrzymki. Na tzw. „złomowisku” czekała nas miła niespodzianka: właściciele zaprosili nas na sąsiednią posesję, gdzie w cieniu drzew mogliśmy posilić się przy wygodnych stołach i odpocząć przy serdecznych rozmowach z gospodarzami. Był to dzień pełen wzruszeń, w którym nie tylko w moich oczach pojawiły się łzy radości. Tyle życzliwości wokół, miłości do drugiego człowieka... Jak pięknie te zdarzenia wpisują się w motto pielgrzymki: Oto Syn mój umiłowany, Jego słuchajcie. Wsłuchajmy sięw głos Chrystusa o miłości do bliźniego …. 

Pielgrzymująca

15 sierpnia

Poprzedniego wieczora, po kolacji, mówiliśmy do siebie, aby pamiętać o tym, by kupić chleb, bo apetyty dopisały i nie było go już w naszej przenośnej spiżarni. Dlaczego o tym piszę? Bo ten prozaiczny fakt miał znaczenie. Wyszliśmy ze szkoły w Węgrowie wcześnie rano, przed siódmą. Z ikonami, krzyżem i słowami Prieobraziłsia jesi na horie Christie Boże… udaliśmy się na polanę w lesie, gdzie był już przygotowany ołtarz do św. Liturgii. W otoczeniu monumentalnych sosen, niczym z obrazu Iwana Szyszkina, rozbrzmiewała muzyka w wykonaniu chóru pod kierunkiem ojca Jerzego. Brzmienie było tak harmonijne, jakby śpiewacy wspólnie pracowali od dawna, a przecież chór składał się z osób należących do różnych parafii, w różnych miastach. Liturgię celebrowali duchowni – pielgrzymi: ojciec Adam i ojciec Paweł. W ewangelicznym czytaniu słuchaliśmy przypowieści o dokonaniu przez Jezusa cudu, gdy pomnożył 5 chlebów i 2 ryby, którymi udało się nakarmić wielotysięczne grono. Homilia wygłoszona przez ojca Adama również nawiązywała do pokarmu, ale duchowego, którym pielgrzymi powinni „karmić” siebie nawzajem oraz spotykanych ludzi – szacunku, życzliwości, wdzięczności, braterskiej – w Chrystusie – miłości. O tym, że do powinności pielgrzyma należy bycie przykładem na drodze ku Bogu. Po Św. Liturgii udaliśmy się do Grochowa, gdzie od kilku lat przyjmują nas w szkole po królewsku gościnni mieszkańcy. Obserwowaliśmy „mnożenie się” waz z pysznym barszczem, talerzy z naleśnikami i słodkościami. Nasyciliśmy się do woli, a na koniec wyposażono nas na drogę w różne smakołyki, w tym również przekazano nam... kilkanaście bochenków chleba. Była niedziela, święto Wniebowzięcia Matki Bożej, sklepy i piekarnie – zamknięte. Wzruszeni podziękowaliśmy mieszkańcom Grochowa tak jak przystoi pielgrzymom – modlitewnym śpiewem Mnogaja leta i wyruszyliśmy w drogę, pamiętając o misji jaką  mamy pełnić – swoją postawą, żarliwą modlitwą i pobożnym śpiewem „karmić” witających nas na progach domów. Także dzieło Boże, przyroda wtórowała nam, gdy las echem zanosił nasze pieśni ku niebu. Pod koniec dnia dotarliśmy do szkoły w Repkach. W oknach i na balkonach pojawiają się mieszkańcy. Pozdrawiamy się życzeniami „Szczęść Boże”, wspólnymi dla wszystkich chrześcijan. W naszej kaplicy, jadalni i sali noclegowej zarazem, czyli – szkolnej sali gimnastycznej przygotowujemy kolację. Typowo „biwakową”: świeży chleb z Grochowa, pasta z konserw rybnych, pomidory i ogórki. Czekaliśmy na księży, aby wspólnie pomodlić się przed posiłkiem, gdy na salę energicznym krokiem wszedł proboszcz miejscowej parafii ksiądz Tomasz z wielką brytfanną (na ok. 100 osób) marynowanej ryby w warzywnej zalewie (pysznej!!!). Tego dnia rozmnożył się więc nam nie tylko chleb, ale i ryby... Tak więc dopełniło się dzisiejsze czytanie Ewangelii: pokarmem dla ducha i ciała. Ksiądz Proboszcz zjadł z nami kolację, a po niej zaprosił pielgrzymów do wspólnej porannej modlitwy do sąsiadującego ze szkołą kościoła, aby przed wyruszeniem w drogę pokłonić się Matce Bożej Nieustającej Pomocy w ikonie umieszczonej na ołtarzu.

Pielgrzymująca po raz dziesiąty

16 sierpnia

Czwarty dzień. Najskromniejszy, jeśli chodzi o liczbę kilometrów do pokonania, natomiast po brzegi wypełniony przyjemnościami i wydarzeniami. Pierwsza miła niespodzianka tego dnia - świeże bułeczki na śniadanie od księdza Tomasza Szmurło. Przypomniałam słowa ks. Twardowskiego: …przyniosłaś trzy jabłka z ogrodu ciszę ukrytą w chlebie zdziwiony myślę nieśmiało, że Bóg mnie kocha przez ciebie Te słowa będą krążyć mi po głowie do końca drogi. Poranna modlitwa, śniadanie, pakowanie. Podziękowania i Mnohaja Lita dla dyrekcji i pracowników szkoły. Jak Bóg da - spotkamy się w następnym roku! Kolejne wydarzenie wejdzie do historii naszej pielgrzymki. Tyle razy, wchodząc do Repek mijaliśmy budynek kościoła. Zwykle w trakcie wieczornego nabożeństwa. Z szacunku wyciszaliśmy swój śpiew, parafianie, stojący na zewnątrz kościoła, patrzyli w naszą stronę… Początek w tym roku był podobny, ale ciąg dalszy - już inny! Najpierw uczta rybna na kolację od proboszcza, bułeczki na śniadanie i... zaproszenie do wspólnej modlitwy. Wchodzimy do kościoła i razem z księdzem i grupą parafian modlimy się do Bogurodzicy. Wzruszające do łez. Sława Tiebie, Hospodi! Żegnamy się serdecznie i ruszamy. Znajomy od lat pejzaż raduje oko. Dobrze nam jest. Na postojach można usiąść, odpocząć, w razie potrzeby – opatrzeć stopy. Przedstawiciele pielgrzymkowej „młodzieżówki” proponują a to ciasta, a to owoce, a to wodę… Niebo na ziemi. Kolejny postój we Frankpolu, na zacienionej łące. Pyszny kompot i słodkości od dobrych ludzi. Pomaganie i dzielenie się robi serce człowieka większym, bogatszym. Kto raz doświadczy tego stanu „rosnącego serca”, już nie będzie chciał się oszczędzać. Mnogaja lita dla gospodarzy! Przekraczamy Bug. Lubię ten odcinek. Jest przepiękny. No i jesteśmy w Wólce Zamkowej. Tu po raz pierwszy od Wołomina spotykamy braci i siostry w wierze, z gospodarzem, ojcem Eugeniuszem Zabrockim – proboszczem prawosławnej parafii drohickiej. Serdeczność i obfitość przyjęć w Wólce Zamkowej zawsze robiła wrażenie, ale w tym roku gospodarze najwyraźniej postanowili nadrobić ubiegłoroczną pauzę. Tego nie da się opisać - tyle powiem... Zaśpiewaliśmy też z przyjemnością Mnogaja Lita dla syna właścicieli posesji - niedawno ukończył 18 lat. Dochodzimy do szkoły w Drohiczynie - miejsce ostatniego noclegu. Mycie rąk i kolacja. Mnogaja Lita dla tych, którzy przygotowywali dla nas przepyszną kolację - pierogi, rybę, klopsiki.. Czy za dużo miejsca zajmują mi opisy jedzenia? Znów wspominam wiersz ks. Twardowskiego. Ostatni raz wspólnie odmawiamy modlitwy wieczorne oraz modlitwy przed Eucharystią, bo jutro będziemy uczestniczyć w Boskiej Liturgii w drohiczyńskiej cerkwi. Potem nasi ojcowie odpowiadają na tzw. „100 pytań…”, które można było zapisać na karteczkach. Rozdawane są koszulki, które jutro założymy. Kolor roku - żółty. Bardzo optymistyczny!

Ludmiła Miłowanowa

17 sierpnia

Ostatni dzień pielgrzymki… rozpoczął się wieczorem, w ciemnej sali gimnastycznej w szkole w Drohiczynie słowami wspólnej modlitwy. Za każdym razem, gdy w nocy stoimy na sali gimnastycznej, której mrok rozświetlony jest blaskiem świec przed ikonami Chrystusa i Bogurodzicy i z ust i serc rozlega się gromkie „Cariu Niebiesnyj”, dusza we mnie drży i rwie się ku Bogu. Świadomość, że to już ostatni raz podczas tej pielgrzymki, jeszcze wzmaga to co jest takie silne, ale jednocześnie nienazywalne. Przemienieni czteroma dniami pielgrzymowania, wspólnymi modlitwami, śpiewami, posiłkami, pokonywaniem drobnych trudności oraz przyjętą podczas Liturgii w lesie Świętą Eucharystią, bardziej niż zwykle czujemy, że jesteśmy członkami jednego mistycznego Ciała Chrystusa. Jak dobrze oddają to słowa, które wypowiedział po wieczornej modlitwie, jeden z naszych duchownych: „Pielgrzymka jest jak nasze życie… Jest okres dzieciństwa, dojrzewania, dorosłości, zmierzania do wspólnego celu…”. Ta sama myśl przychodziła mi w trakcie pielgrzymi kilkakrotnie do głowy… Nawet rozmowa z duchownymi ostatniego wieczoru – „100 pytań do…” - wydała mi się w tegorocznym wydaniu bardziej dojrzała. A może to doświadczenia czasu „pandemii” sprawiają, że ludzie myślą o innych rzeczach niż zwykli to czynić w czasach „dobrobytu”? Bóg dopuszcza trudne dla nas rzeczy, aby każdy mógł odnieść z tych sytuacji pożytek duchowy. W Drohiczynie znowu nas połączyła Święta Eucharystia. Przez całą noc nad nami nie milkła ulewa, jednak, gdy wychodziliśmy o 6:30 do cerkwi na Boską Liturgię zamieniła się w drobny deszcz, który po godzinie ustał. A ten dzień, chłodniejszy niż poprzednie, okazał się być ukojeniem dla nas, nieco już zmęczonych upałami: „przeszliśmy przez ogień i wodę, i wyprowadziłeś nas ku odpoczynkowi.” (Ps.65,12). Wejście na Św. Górę, pokłonienie się przed wejściem do świątyni, obejście z modlitwą cerkwi, poświęcenie i postawienie krzyża przy słowach „Krestu Twojemu pokłaniajemsia Władyko…” było dopełnieniem i zwieńczeniem tych wszystkich chwil łączących się w poprzednie dni, które doprowadziły nas na Świętą Górę i tego silnego poczucia bycia jednym ciałem. Żegnając się na polu namiotowym i dziękując sobie nawzajem nigdy wcześniej nie czułem się aż tak blisko i częścią Jedynego… Sława Bogu. Amin.

Pielgrzym

*dziękujemy siostrze Anastazji i bratu Pawłowi za to, że nauczyli nas tej pięknej duchowej pieśni wielokrotnie śpiewając ją w drodze.

Zebrała: dm

* Kak po Grabarkie Gorie,

Tam pałomniki idut.

Tam pałomniki idut,

W rukach krestiki niesut.

Aliłuja, aliłuja,

w rukach krestiki niesut...*

Za: Lestwica, wrzesień 2021, Miesięcznik Parafii Prawosławnej św. Jana Klimaka w Warszawie

Zdjęcia: Maria Wysocka, Halina Demianiuk, Konstanty Sacharczuk, o. Adam Misijuk